Snorri Świeżynka
Liczba postów : 27 Na forum od : 27/03/2013 Skąd : Północ.
| Temat: KP Snorri Czw Mar 28, 2013 11:54 pm | |
| MG: Szkot Snorri HeimskrinsonWiek: około 30 lat, wygląda na trochę więcej; Profesja: Trener, Zabójca Smoków; Cel: Wytłuc smoczy lud. Jakoś, w miarę przyjemnie przeżyć resztę życia. Wychować swojego Arona na zdolne stworzenie. - Spoiler:
Wygląd:- Spoiler:
Dość wysoki mężczyzna, o niezbyt szerokich ramionach skrytych pod poszarpanym, brązowym płaszczem. Zasłania on prawie całą jego posturę, jednak zaświadczam, że nie jest on potężnie zbudowany. Rude włosy opadają na twarz w nieładzie, są dość długie, nieregularne, delikatnie falujące pod wpływem wiatru i wilgoci powietrza. Między przymrużonymi powiekami można dostrzec oczy barwy miodu. Cera blada, lekko sinawa przez ciągłe podróżowanie w mróz i wichurę. Dolną połowę twarzy pokrywają rude wąsy i broda, nie jest specjalnie gęsta ani długa. Charakter:- Spoiler:
Człowiek o własnym spojrzeniu na świat, który swoje poglądy zbudował na doświadczeniu i baśniach. Odrobinę cyniczny, cichy, ostrożny. Ceni piękno, w pojęciu w jakim je rozumie. Rozsądny marzyciel, który opanował sztukę oddzielania prawdy od fikcji do perfekcji. W zemście zaciekły, ale nie pochopny, raczej dokładny i staranny. Historia:- Spoiler:
Urodzony i wychowany w surowym kraju, rządzonym przez śnieg, sypiący z nieba niemal każdego dnia, mróz tak przenikliwy, że niewiele brakowało, a zamrażałby i ogień, oraz wiatr, porywisty i nieokiełznany jak dziki smok. Nie był wojownikiem ani przywódcą. Preferował ciszę, samotność i piękno. Piękno gór, wbijających się w gęste chmury, piękno poezji, opowiadającej historie zbyt niezwykłe, by mogły być prawdą, oraz piękno młodych kobiet. Jako że nie pociągała go walka jego młoda Aron imieniem Sygin pełniła raczej rolę najwierniejszej przyjaciółki, swoistego pieska, przynajmniej do czasu, gdy zmieniła się w ogromnego Aggrona. Snorri wiele podróżował. Pływał statkami czy też pieszo przemierzał dziki, lodowy świat, wydeptując w świeżym śniegu ścieżki od jednego miasta do drugiego,. Tam zawsze znajdował pracę, poezję i kobiety. Gdzieś w głębi cichej, skrytej duszy pragnął życia, jakie wiedli bohaterowie, o których nasłuchał się w pieśniach. Był jednak chłopcem rozsądnym i zbyt dobrze zdawał sobie sprawę z istnienia bariery dzielącej rzeczywistość od baśni, by zatracić się w marzeniach. No właśnie, zbyt dobrze... Tak dobrze, że gdy smoczy ogon rozbijał gruby lód uderzając tuż obok niego wciąż nie był w stanie uwierzyć w to, co dzieje się przed jego oczami. Być może jego pamięć zapisała te zdarzenia jako bardziej dramatyczne, niż były na prawdę, jednak nie sposób jej za to winić. Sygin robiła co mogła, by bronić swojego pana przed bestią, którą napotkali na swojej drodze. Smok był ogromny, jego oczy płonęły żywym ogniem, który tryskał też z jego rozwartej paszczy, uzbrojonej w miliony ostrych zębów. Kłapał nimi próbując ugryźć swą ślizgającą się po lodzie przeciwniczkę. Stalowe rogi godziły jego łuskowate cielsko, nie czyniąc mu początkowo zbyt wielkiej krzywdy. Jednak w pewnym momencie przebiły się przez jego cielsko i krew obficie chlupnęła na ziemię, rozbryzgując się i rozpływając po okolicy. Rana była głęboka i wyciekało z niej coraz więcej posoki. Ta zaś była na tyle gorąca, by roztapiać lód. Sygin robiła co mogła, wykonywała ruchy i ataki, o jakich znajomość Snorri jej nie podejrzewał. Nie zwracał uwagi na ból w złamanej nodze. Jego serce biło przeraźliwe mocno, przepełnione nadzieją i dumą. Miał wrażenie, że zatrzymało się na długą chwilę, trwającą może wieczność, może trochę więcej, gdy Smok w końcu złapał Sygin w swe zęby, zacisnął je mocno, tak, że Snorri był w stanie usłyszeć dźwięk pękającej stali. Jego przyjaciółka znalazła się w powietrzu, spadała prosto na taflę lodu pokrywającą jezioro od wielu stuleci. Być może przeżyłaby ten atak, gdyby nie jaśniejący silniej od słońca promień, który wystrzelił z paszczy potwora i uderzył idealnie celnie. Nie widział, jak wbija się w lód, widział tylko jego kawałki i całe kry podskakujące wysoko, a potem spadające w miejscach nawet znacznie oddalonych od epicentrum uderzenia. Gdy był już w stanie odwrócić wzrok od ogromnej przerębli zobaczył jedynie ogon smoka, znikający za wzgórzami. Ostatkiem sił podniósł się i nie bacząc na to, jak bardzo nieodpowiedzialnie czyni podszedł do brzegu po pękającym lodzie. Nie miało to sensu, nie mogła tego przeżyć, opadła na dno martwa i już nigdy... Nie, nie chciał przyjąć tego do wiadomości, krzyczał, nie pamięta co, ale krzyczał głośno, zdzierając całe gardło. Nie chciał odejść, czekał aż Sygin wypłynie... Został tam do nocy i w zasadzie połowy następnego dnia. Próbował się uspokoić, drżącymi rękami nastawić złamaną nogę, co spowodowało, że kuleje na nią do dziś. Nie zobaczył jej już nigdy więcej. W sakwie ciążyło mu jajo o żelaznej skorupce, które zdążyła złożyć niecały miesiąc wcześniej... Z trudem dostał się do niedużej wsi, upadł bez przytomności pod kamienną ścianą. Obudził się w obcym domu, który jak się później okazało należał do żony kowala. Znalazła go i ściągnęła medyka, który zostawił dla niego medykamenty, w formie ziółek, z których herbatę pił przez następny tydzień. Potem ruszył przed siebie, już nie za baśniami, a za rzeczywistością, w której pragnął zobaczyć wiele martwych, smoczych ciał.
Odznaki:--- Stoczone walki:{ Zwycięstwa: - | Remisy: - | Porażki: - } { Suma: 0 } Sakwa:Pokemony:Wymarzona Drużyna: | |
|